czwartek, 28 lutego 2013

Krem Normaderm Vichy Pro mat


Będąc „na mieście” zwykle biorę wszystkie ulotki, które mi ludzie wciskają. Raz, że mnie to nic nie kosztuje jeśli wyrzucę je za 100 metrów czy wrzucę do torebki, a dwa, że skoro chcą uczciwie zarobić, to czemu im nie pomóc. I tak wczoraj rano stałam się właścicielką próbki kremu Vichy Pro mat, które to próbki rozdawała bardzo miła hostessa. Większość ludzi ją mijała bez słowa i nie zwracała uwagi na wyciągniętą rękę w próbką i słowa zachęcające do darmowego wypróbowania kosmetyków, ale ja postanowiłam skorzystać. W zamian za wzięcie próbki kremu i słowo „dziękuję”, dostałam od tej dziewczyny jeszcze jedną próbkę :D Ale co do zawartości tej drugiej napiszę za jakiś czas :) Tyle tytułem (przy)długiego wstępu, że uprzejmość popłaca :D Przejdźmy teraz do recenzji.
Dostałam małą zieloną saszetkę kremu, którą wykorzystałam już dziś rano :D Saszetka wylądowała w koszu, ale za to wstawiam tubkę kremu.


 Tubka na fotografii wydaje się dość poręczna, ale jak na krem do twarzy dość mała – 30 ml. Po umyciu i tonizowaniu postawiłam wszystko na jedną kartę – idąc na cały dzień na uczelnię posmarowałam się tym kremem i miałam dużą nadzieję, że od 8 do 16 rzeczywiście moja cera będzie matowa. Krem ma delikatny zapach i bardzo szybko się wchłania, nie pozostawiając tłustej warstwy. I co tu dużo mówić – spełnił swoje zadanie idealnie! Pięknie zamatowił moją buzię i nawet idąc o 19 pod prysznic i zmywając makijaż to stwierdziłam,  że dawno nie miałam tak świeżej i matowej buzi po całodziennym maratonie pomiędzy uczelnią domem i sklepami… I jeśli mam być szczera – marzę o jakiejś promocji tego kremu, bo 60 zł za tubkę to jednak troszkę za dużo niestety, przynajmniej jak dla studentki.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Żel pod prysznic Yves Rocher Jardins du Monde Granat


Dziś chciałabym Wam przedstawić mój ulubiony żel pod prysznic, który dostałam w paczce kosmetycznej na Mikołaja. (sprawdziłam jednak i cena to ok. 10 zł.) Zakochałam się w nim od pierwszego powąchania :D A po pierwszym użyciu stwierdziłam, że długo pobędziemy razem :)

Zacznę od butelki. Płaska, dość wygodna i nieduża, sprawdziła się idealnie w czasie wyjazdu na ferie. Otwarcie niestety sprawia problem. Mokrymi rękami można się z nim dłuuuugo siłować, a przy okazji i paznokcie połamać. Ja wpadłam na pomysł i otwieram tuż przed wejściem do wody, żeby potem nie było problemów.
Żel jest gęsty i wydajny, nie ubywa go dużo po kilkunastu użyciach. Stosuję do na zmianę z jeszcze jednym żelem ale po ok. 3 miesiącach używania sporo go jeszcze zostało. Bardzo ładnie się pieni, łagodnie a zarazem dokładnie myje i nie podrażnia, a skóra po nim jest miękka i gładka. No i najważniejszy plus – cudowny zapach! Dostałam granat, chociaż pewnie przez czerwony kolor się Mikołajowi pomylił z truskawką ;) Ale i tak jestem zachwycona, bo owocowe zapachy to jest to, co tygryski lubią najbardziej! Zapach długo utrzymuje się na skórze – można wąchać i wąchać :)
Czy go jeszcze kupię? Oczywiście! Ale najpierw obwącham wszystkie inne zapachy z tej serii, może jakiś inny mnie zaczaruje na równi z granatem? ;)

sobota, 23 lutego 2013

JOKO shine effect powder - alternatywne zastosowanie


Panie i Panowie, oto nie całkiem udany prezent od koleżanki. Czemu nie całkiem udany? Otóż ja nie używam pudrów. Moja mama też za nimi nie przepada. Więc cóż zrobić z prezentem, który nie do końca nam pasuje? Dać komuś innemu? Ja po dokładnym obejrzeniu zawartości pudełka postanowiłam wypróbować puder jako… alternatywny cień do powiek. Czy mi się udało? Przeczytajcie :)
Joko rozświetlający puder z drobinkami jak dla mnie idealnie sprawdzał się jako delikatny cień do powiek – są w delikatnym odcieniu beżu, ożywione przez złote drobinki i lekko zmatowione. Beż pasuje do każdego koloru oczu – do moich niebieskich również. Śpiesząc się na uczelnię brałam odrobinę pudru na opuszek palca, maznęłam powiekę, wytuszowałam rzęsy i byłam gotowa do wyjścia, a oczy były fajnie rozświetlone i wyglądały naprawdę korzystnie. Minusem było jedynie opakowanie, a konkretnie odkręcane wieczko. Było ono  przezroczyste i plastikowe, przez co szybko pękło.

Wybaczcie brak dobrego zdjęcia, wyglądu opakowania i ceny – pomysł wpadł mi do głowy z chwilą, gdy puste opakowanie wylądowało w koszu. Dostałam go rok temu, a obecnie szukam tego pudru w sklepach – odwiedziłam ze 4 drogerie i nigdzie nie mogę go znaleźć, nawet na allegro… A szkoda i to wielka, bo jako cień do powiek sprawdzał mi się idealnie. Dysponuję jedynie mocno powiększonym zdjęciu na palcu (obok) i jednym na dłoni, już mniej widocznym (poniżej). 

Post ma również "drugie dno". Chciałabym zapytać Was, czy nie widziałyście go czasem w jakimś sklepie? Bo z moich poszukiwań nic nie wyszło i nie mam pojęcia gdzie znajdę mój puder - cień.

czwartek, 21 lutego 2013

Yves Rocher Volume szampon zwiększający objętość

Mój jedyny jak do tej pory szampon z Yves Rocher. Dostała go w prezencie moja mama, a że dzielimy się kosmetykami do włosów, postanowiłam wypróbować i napisać Wam recenzję. 
 (wybaczcie jakość fotki - została zrobiona telefonem bo pożyczyłam aparat i wróci do mnie dopiero po weekendzie)


Co pisze producent? Zaczyna od… opakowania – które jest przeznaczone do recyklingu i biodegradowalne (przypomina mi się reklama z misiem: „powiedziałeś bo Cię walnę?” ;) ). Dbają o środowisko – to na plus. Szampon bez parabenów, a składniki są pochodzenia roślinnego. O, to mi się podoba. Malwa ma zwiększać objętość włosów, a my mamy poczuć różnicę: „włosy są mocniejsze, grubsze, jakby „nadmuchane”, pełne energii”.

Pierwsze wrażenie – pozytywne. Zgrabna butelka, idealna na podróż. Przyjemny zapach, fajna konsystencja. Nie trzeba wylewać pół butelki by umyć włosy. Naprawdę dobrze myje włosy i nie plącze ich. Zwykle po umyciu na noc, następnego dnia wieczorem moim włosom daleko było do świeżości. Tym razem szampon dał radę i włosy mogłam spokojnie umyć kolejnego dnia rano. Minus? Brak efektu objętości. Włosy, chociaż wyglądały na zdrowe i świeże, były przyklapnięte. Gdzie ten efekt „nadmuchania”? Dla pewności umyłam nim włosy 3 razy. Za każdym razem to samo. Spytałam o zdanie mamę – ona również żadnej objętości nie zaobserwowała.

Nie wiem, czy kupiłabym ten szampon. Z jednej strony – fajnie oczyszcza. Z drugiej – włosy mam przyklapnięte. Słyszałam pozytywne opinie o pokrzywowym z tej serii, może to na niego się skuszę? Bo volume swojej roli do końca nie spełnia niestety.
 


wtorek, 19 lutego 2013

CARMEX balsam do ust truskawkowy


Charakterystyka moich ust nie jest zachęcająca: są dość wąskie, często pierzchną, a raz na rok/dwa odwiedza mnie zła przyrodnia siostra – opryszczka. Szukałam dłuuuugo idealnego specyfiku dla nich. I w końcu, po wielu trudach i licznych artykułach, znalazłam mój hit – Carmex. 

Często czytałam o nim same pochwalne peany na zagranicznych stronach i żałowałam jak diabli, że jedyne gdzie go można dostać, to w Internecie. Aż w końcu, gdy już byłam zdecydowana na zakupy na ebay i namawiałam koleżanki, by razem ze mną go wypróbowały, zaszłam do Rossmana po jakiś drobiazg. A tam… Tam uśmiecha się do mnie z półki osławiony Carmex w super cenie, ok. 8 zł! Początkowo spotykałam tylko dwie wersje: truskawkową i wiśniową. Teraz widziałam na półkach miętowy i nawilżający (soothing & hydrating). Ja swój pierwszy kupiłam truskawkowy i jestem mu wierna po dziś dzień. Odeszły na bok wszystkie kolorowe pomadki i błyszczyki, a wychodząc pociągam usta carmexem i ruszam w miasto ;)
Efekty? Tylko te pozytywne! I mogę je wymieniać i wymieniać. Zacznę od wyglądu: fajna żółta tubka jest bardzo widoczna i nie gubi się w końcu w mojej wielkiej torebce ;) Wygodny aplikator w tubce, można wycisnąć tyle, ile się chce, nic nie cieknie. Ma fajną, żelową konsystencję, jest bezbarwny. Zawiera filtr słonecznySPF 15. Przy pierwszych aplikacjach czułam delikatne mrowienie – tak jakby ktoś mi robił masaż ust za pomocą szczoteczki do zębów :) Ale to było całkiem przyjemne. Zapach truskawki –mmm uwielbiam! Moje usta go pokochały tak jak i ja – nie pierzchną i są nawilżone, wyglądają na nieco większe tylko nabłyszczone carmexem, nie potrzebują dodatkowych „upiększaczy”. I w końcu… Używam go już ze dwa lata – zapomniałam co to opryszczka! Zdecydowanie mój hit i chyba w najbliższym czasie nie wymienię go na nic innego.
Inne balsamy stosuję głównie jak jestem w domu, ale o tym już innym razem :)

niedziela, 17 lutego 2013

Pokrzywowy szampon Green Pharmacy


Zachęcona przez pozytywne recenzje ziołowych kosmetyków do włosów pokusiłam się na pokrzywowy szampon – drugi w moim życiu (poprzedni był z serii „Trzy zioła” i byłam z niego zadowolona bo bardzo ładnie oczyszczał włosy). Tym razem odwiedziłam Naturę i mój wybór padł na szampon Green Pharmacy, który był aktualnie w promocji. „Szampon 300 ml za niecałe 6 zł? Co mi szkodzi, spróbuję” – pomyślałam. Zdecydowałam się na szampon do włosów normalnych z pokrzywy zwyczajnej. 



Na etykietce z tyłu producent nas zachęca opisując cudowne działanie pokrzywy w pielęgnacji włosów normalnych, skłonnych do przetłuszczania się: reguluje pracę gruczołów łojowych, działa przeciw wypadaniu i przeciwłupieżowo. Poprawia mikrokrążenie skóry głowy, pobudza pracę cebulek włosowych, zapewnia włosom energię do wzrostu. Włosy stają się elastyczne, zdrowe, nawilżone i pełne blasku. Czyli co, ideał? To się okaże po użyciu. Dalej, na etykiecie z przodu czytamy: O% parabens, artificial colouring, SLS, SLES. Parabeny, SLS i SLES to składniki, których należy unikać wybierając szampony. Są to detergenty i mają działanie drażniące. Szampon unika więc zbyt dużej ilości chemii – to się ceni.
Ale teraz przejdźmy do efektów.
Pierwsze wrażenie? Pozytywne. Szampon ma delikatny ziołowy zapach, dość przyjemny. Poza tym nie trzeba wylewać pół butelki by umyć moje dość długie włosy – to kolejny plus. Mam za sobą 4 mycia włosów tym szamponem i mogę śmiało stwierdzić, że na etykietce nie kłamią! Włosy mniej mi się przetłuszczają i zauważyłam, że jakoś mniej ich wypada podczas rozczesywania (szału pod tym względem nie ma, ale po 4 myciach to i tak spory efekt). Fakt, brak silikonów też ma jakiś minus – włosy trochę ciężej rozczesać, ale wystarczy dobra odżywka po myciu bądź trochę kreatyny w spray’u i problem znika. Włosy wyglądają na naprawdę zdrowe, a posiadaczki czupryn w kolorze blond wiedzą, że to trudny do osiągnięcia efekt.
Szampon ma dołączoną ulotkę informacyjną o innych produktach z tej serii – jest zapięta gumką recepturką na korku butelki. Miło z ich strony, bo dowiedziałam się jakie inne szampony z tej serii mogą mi posłużyć. Byłam tak zadowolona z niego, że wróciłam do Natury z ulotką i cieszyłam się, że była jeszcze ta promocja! Zakupiłam jeszcze 3 inne szampony z tej serii i możecie się spodziewać również ich recenzji, ale to dopiero za jakiś czas, na razie czekają w szafce na swoją kolej :)

Pierwsza recenzja za mną. Czekam na Wasze opinie. A może macie jakieś ulubione ziołowe kosmetyki do włosów? 

sobota, 16 lutego 2013

Pielęgnacja twarzy - skóra sucha, wrażliwa, normalna



Na te trzy typy poświęcam tylko jeden post, bo – przyznam szczerze – skórę suchą ma tylko moja mama, a nie znam nikogo (!) z cerą normalną i wrażliwą. Moja wiedza jest więc w tym temacie czysto teoretyczna.



SKÓRA SUCHA
Dość trudna w pielęgnacji. Niestety gdy brak jej właściwej pielęgnacji łuszczy się i szybko starzeje. Brakuje jej przede wszystkim nawilżenia i natłuszczenia. Źle reaguje na czynniki atmosferyczne – podatna na wiatr i mróz.
PIELĘGNACJA SKÓRY SUCHEJ
Należy unikać wody chlorowanej i mycia mydłem – to dodatkowo wysusza cerę. Wskazane są preparaty z ph zbliżonym do skóry, czyli 5,5. Polecam delikatnie myjące i nawilżające odżywcze żele. Moja mama bardzo polubiła serię Olay „nawilżanie non stop”, którą przyniósł jej Mikołaj ;) Tonik i mleczka kosmetyczne przy skórze suchej to jedynie te bez dodatku alkoholu. Zalecane kremy: tłuste, odżywcze z witaminami A, E to punkt obowiązkowy na liście zakupów! Blogerki polecają również nawilżanie wodą termalną w spray’u. Jeśli peeling to tylko enzymatyczny (czyli nakładany jak krem na noc, a rano należy umyć buzię tak jak zwykle). Zwykłe peelingi tylko podrażnią suchą skórę.
Nawilżanie „od środka” – podstawą jest picie co najmniej 2 l płynów dziennie (woda mineralna, soki owocowe) oraz jedzenie owoców i warzyw – najlepiej w formie nieprzetworzonej (surowych), które dostarczają najwięcej witamin.
Zaleca się unikanie solarium i opalania, bo to dodatkowo wysusza cerę!





SKÓRA WRAŻLIWA
Łatwo ulega podrażnieniom i zaczerwienieniom, a jej cechy charakterystyczne to pieczenie, szczypanie, mrowienie czy swędzenie. Czasem możemy zaobserwować krostki. Podobno taką cerę ma ponad połowa ludzi – aż dziwne, że nikogo z taką cerą nie znam!
PIELĘGNACJA SKÓRY WRAŻLIWEJ
Jest bardzo trudna w pielęgnacji. Często występuje u osób z jasną karnacją. Reaguje alergicznie na większość składników kosmetycznych i zabiegów pielęgnacyjnych, a także wykazuje obniżoną tolerancję na detergenty, zmiany pogody i niektóre produkty spożywcze. Reaguje niewłaściwie na działanie czynników zewnętrznych. Trzeba unikać mycia mydłem i wodą chlorowaną. Kosmetyki do jej pielęgnacji nie powinny posiadać w swoim składzie: alkoholu, barwników i substancji zapachowych. Najlepiej sprawdzą się kosmetyki delikatne, łagodzące i hipoalergiczne. Kosmetyki te zawierają najczęściej NNKT (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe), olejki łagodzące m.in. z ogórka, czy awokado, witaminy A,C, E, wodę termalną, rumianek, sole mineralne, glicerynę. Jeśli maseczki, to głównie domowej roboty: np. z siemienia lnianego. Niewskazane są tu częste zmiany kosmetyków, najlepiej stosować te prosto z apteki (polecam wizytę w Super Pharm). Stanowczo odradza się stosowania peelingów, które dodatkowo podrażniają cerę. Należy ją chronić przed niskimi temperaturami oraz słońcem, co może dodatkowo podrażniać.


SKÓRA NORMALNA
Gładka, zdrowa, bez niedoskonałości – chodzący ideał. Jeśli jesteś jej posiadaczką, to możesz nazywać się szczęściarą. Nie możesz jednak spocząć na laurach i zaniechać pielęgnacji. Tutaj możesz spokojnie rozejrzeć się po półkach w drogeriach, bo kosmetyków do skóry normalnej jest pod dostatkiem, i wybrać coś w sam raz dla siebie.
PIELĘGNACJA SKÓRY NORMALNEJ
Kosmetyki do cery normalnej są przede wszystkim delikatne, o ph zbliżonym do skóry: 5.5. Jej pielęgnacja powinna obejmować:
- oczyszczanie i tonizowanie – trzeba znaleźć produkty delikatne, odżywcze, bez dodatku mydła!
- złuszczanie – peeling raz na jakiś czas – według potrzeby (słyszałam zarówno o tym, że raz w tygodniu to minimum pielęgnacji do każdej cery, jak i głosy za tym, że dwa, trzy razy w miesiącu dla cery normalnej wystarczy w zupełności)
- nawilżanie i odżywianie – to przede wszystkim kremy na noc, na dzień wystarczą lekko nawilżające i z filtrami UV, ale również nawilżająco – odżywcze maseczki z witaminami. 


UF! Początkowa seria zakończona. Od następnego postu zaczynają się notki pełne recenzji kosmetyków, przepisów i wiele wiele innych :) Pozdrawiam i zapraszam do czytania!

czwartek, 14 lutego 2013

Pielęgnacja twarzy - cera mieszana



Jesteś posiadaczką cery z niedoskonałościami w sferze T? No to witaj w klubie! Już jest nas dwie. Jest to najpopularniejszy typ cery, ale wcale niełatwy w utrzymaniu! Tłuste czoło, nos i broda, niekiedy z niedoskonałościami zachowują się tak, jakby były z innej planety niż suche policzki. I wymagają zupełnie innego traktowania…

PIELĘGNACJA CERY MIESZANEJ
Właściwa pielęgnacja to przede wszystkim:
- oczyszczanie i odtłuszczanie strefy T oraz
- odżywanie i nawilżanie stref suchych, a więc policzków.
Zacznijmy od oczyszczania – tu polecam żele antybakteryjne (bez dodatku mydła, bo dodatkowo wysusza cerę). Mnie szczególnie przypadł do gustu ten z Lirene Beauty Care jedwabiście kremowy żel do mycia twarzy – delikatny, o lekko perłowym kolorze i subtelnym zapachu; ładnie usuwa nadmiar sebum, a skóra pozostaje gładka, mięciutka i nawilżona. Jest na nim napisane „do skóry normalnej i wrażliwej”, ale za namową przyjaciółki kupiłam go na próbę i do mojej mieszanej sprawdza się idealnie! Stosuję go na zmianę z żelem Garnier (niebieskim), który ma wygodny dozownik. Do żelu Garnier dodatkowo używam szczoteczki, żeby delikatnie, ale zarazem dokładnie oczyścić skórę. Jej koszt to ok. 10 zł, nie są to jakieś wygórowane koszty, a myje się nią lepiej niż samymi palcami czy dłońmi.


Tonizowanie – tutaj mam jeden sprawdzony tonik – Garnier. Również seria niebieska. Pozostawia fajną, matową buzię i ściąga pory. W lato wymieniam go na tonik Olay Gentile Cleaners – bezalkoholowy, zawiera ekstrakty z aloesu i ogórka, jest więc łagodzący i idealny po opalaniu, dając efekt odświeżenia i delikatnego uczucia chłodu na twarzy. Jest super, wart swojej niewygórowanej ceny – ok. 15 zł.
Matowienie i nawilżanie – no cóż, cera mieszana najlepiej by funkcjonowała, gdyby zafundować sobie dwa kremy – do cery tłustej na strefę T oraz nawilżający do policzków. Ja znalazłam dla siebie idealny krem w serii Under 20 – krem nawilżająco – matujący. Fajnie nawilża buzię, nie zatykając porów i matuje. Wcześniej używałam takiego kremu z serii Garnier – niestety po ok. 3 latach naszej współpracy cera się do niego przyzwyczaiła i niestety z matowej buzi pozostały tylko wspomnienia… Mam nadzieję jeszcze do niego wrócić, ale to dopiero za jakiś czas.
Peeling – mój nos często prosi się o takie oczyszczanie. Raz w tygodniu funduję mu peeling; mam dwa ulubione – z lirene (gruboziarnisty) i z Joanny seria natura (drobnoziarnisty).
Maseczki oczyszczające – funduję sobie również raz w tygodniu. Ulubieńca nie mam, lubię testować nowości w tym zakresie. Ale o tym już w innym poście… :)

wtorek, 12 lutego 2013

Pielęgnacja twarzy - cera tłusta



Cera tłusta jest dość problematyczna. Ma nadaktywne gruczoły łojowe, a przez to buzia się błyszczy. Nakładanie kolejnej warstwy pudru nie pomoże – uwierzcie. Charakteryzuje się zatkanymi porami, co prowadzi często do zaskórników (tych małych czarnych punkcików) oraz krostek (z białym czubkiem). Największy plus? Cera tłusta bardzo wolno się starzeje, co docenicie za parę lat.

PIELĘGNACJA CERY TŁUSTEJ
To przede wszystkim trzy przykazania:
  1. Oczyszczanie i tonizowanie
  2. Delikatne nawilżanie
  3. Matowienie
Punktu pierwszego chyba nie muszę wyjaśniać. Oczyszczanie cery tłustej i zatkanych porów jest bardzo ważne. Najważniejsze to dobrać sobie dobry żel, delikatnie myjący i oczyszczający pory. Jeśli peeling, to enzymatyczny (czyli nakładany na noc jak krem, a rano myjemy buzię jak zwykle), lub drobnoziarnisty i na pewno nie w przypadku, gdy mamy „wysyp” krostek, bo tylko je rozniesiemy po twarzy! Regularne mycie twarzy sprawi, że pory będą odetkane i zauważymy mniej zaskórników. Po oczyszczeniu buzi polecam zastosowanie tonika, który zwęzi pory. Zauważyłyście delikatne mrowienie? Super! To znaczy, że cera jest naprawdę oczyszczona, a pory się zamykają. Osobiście polecam serię Garnier, Nivea i Under 20. Wiadomo, że jednej z Was będzie odpowiadał ten z Nivea, a druga osoba po nim nie zauważy efektów. Te trzy serie sama testowałam i mogę naprawdę polecić z czystym sumieniem każdej z Was. Maseczki oczyszczające – polecam raz w tygodniu, najlepiej takie ściągające pory, ale to po dokładnym oczyszczeniu, ale potem koniecznie zastosować krem.
Delikatne nawilżanie, czyli punkt drugi. Domyślam się, że większość z Was czytając ten punkt zaśmiewa się ironicznie z moich wywodów i ma ochotę zamknąć tą stronę. Poczekajcie momencik, już wyjaśniam o co chodzi. Oczyściłyśmy już twarz, prawda? A więc odetkałyśmy pory i zmyłyśmy całą „warstwę ochronną” skóry – łojotok, zwany fachowo sebum. Co robi nasza mądra cera? Pozbawiona tej ochrony chce jej wytworzyć jak najwięcej – a więc obserwujemy, że w godzinę po myciu świecimy się niczym lampy w nocy. A nie o to nam chodziło, prawda? Kluczem do zagadki jest delikatne nawilżenie cery – żeby już nie potrzebowała tej dodatkowej ochrony z sebum, ale bez zatykania porów. Cera jest nawilżona, ale oddycha. Polecam tutaj lekkie kremy nawilżające, albo dwa w jednym – a w tym wypadku punkt 2 razem z 3, czyli krem nawilżająco – matujący.
Matowienie – w tym wypadku chodzi przede wszystkim o krem matujący, ale też różne lekkie podkłady czy pudry – podobno świetne są te mineralne – tak twierdzą moje dziewczyny, bo ja pudrów nie używam. Podkład mineralny – czyli zawierający naturalne minerały: cynk, krzem, potas, wapń itp. jest antybakteryjny, przyspiesza gojenie cery, lekko ją nawilża i redukuje wydzielanie sebum. Czyli ideał dla cery tłustej, prawda?
Mając cerę tłustą należy pamiętać o jednej ważnej zasadzie – im mniej kosmetyków kolorowych na buzi, tym lepiej. Nie warto nałożyć sobie podkładu, fluidu, pudru i różu i wyglądać, jakby się miało maskę na karnawał w Rio. Warto zainwestować w jeden, góra dwa dobre kosmetyki i szukać, szukać, szukać swojego kosmetycznego ideału!
Chciałabym wspomnieć jeszcze o jednym, bardzo istotnym elemencie dbania o cerę, o którym większość z Was niestety zapomina. Ważne, oprócz pielęgnacji skóry „na zewnątrz”, kosmetykami, jest również dbanie o nią „od środka”. Bardzo istotne jest prawidłowe odżywianie się. Dieta na cerę tłustą powinna zawierać jak najmniej tłuszczów nasyconych, a więc pochodzenia zwierzęcego. Ograniczmy słodycze, dużą ilość soli i napoje słodzone (tak wiem, mnie to też boli, ale czego się nie robi dla gładkiej cery…). Trzeba też unikać używek. Ważnym elementem naszej diety powinny być owoce i warzywa – szczególnie zbawienny wpływ mają cytrusy.
WAŻNE! Jeśli masz duże problemy z cerą – wypryski nie znikają, a wręcz zauważasz, że jest ich coraz więcej – wybierz się do dermatologa (może niezbędne są tabletki lub leczenie na poprawę stanu cery?) i do gabinetu kosmetycznego. Tam profesjonaliści zajmą się Twoją cerą, doradzą co i jak używać, a także wykonają zabiegi oczyszczające.
Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłam Wam zagłębić tajniki dbania o cerę tłustą. Jeżeli macie jakieś swoje sposoby dbania o nią – podzielcie się w komentarzu.

W kolejnej części – cera mieszana, czyli jedna z najpopularniejszych. Zapraszam! :)

poniedziałek, 11 lutego 2013

Pielęgnacja twarzy - określenie typu cery



Dziś chciałabym przedstawić krótki post, który rozpoczyna ciąg artykułów o właściwej pielęgnacji twarzy. Zauważyłam, że większość dziewczyn nie ma pojęcia jaką ma cerę, a kosmetyków używa „jak leci” – czyli toniki zwężające pory do buzi suchej, kremy do cery tłustej na cerę mieszaną… Takich „grzeszków” koleżanek mogłabym wymienić jeszcze wiele…
Zacznijmy więc od określenia rodzaju cery. Jak? To bardzo proste. Zepnijcie włosy i grzywkę, a potem umyjcie twarz kosmetykiem bez dodatku tłuszczu i po godzinie przyłóżcie do twarzy chusteczkę.

  • jeśli cała chusteczka ma tłuste ślady – macie cerę tłustą, często zwaną również trądzikową czy problemową. 
  • jeżeli na chusteczce są tłuste ślady na czole, nosie, brodzie (tak zwana sfera T) – witaj w klubie, Twoja skóra jest mieszana.
  • jeśli chusteczka jest sucha, a skóra na twarzy łuszczy się i jest lekko zaczerwieniona – masz cerę suchą
  • jeżeli po umyciu powstają zaczerwienienia, podrażnienia cery – to oznaka skóry wrażliwej
  • gdy chusteczka jest sucha, a cera gładka, bez wyprysków i podrażnień – gratuluję! Jesteś szczęśliwą posiadaczką cery normalnej.

Jeśli pomimo tego testu masz wątpliwości – odwiedź gabinet kosmetyczny. Tam zbadają Ci rodzaj cery profesjonalnie, pod specjalną lampą.
Gdy już mamy określony typ cery, łatwiej nam dobrać kosmetyki, prawda? Nie jesteśmy już zdezorientowane w drogerii i nie chodzimy między półkami z paniką w oczach nie wiedząc, jaki kosmetyk wybrać. Teraz możemy przejść do analizy poszczególnych rodzajów cery i dobrać im optymalny program pielęgnacyjny i kosmetyki. Już jutro zapraszam na kontynuację tego postu – na afiszu będzie „ulubieniec” każdej nastolatki, czyli cera tłusta z problemami.

niedziela, 10 lutego 2013

Na dobry początek...

Hej!
Zanim pomyślicie, że to kolejny, szary i nudny blog, przeczytajcie chociaż wstęp. Może Was zainteresuje na tyle, by pozostać chwilkę dłużej? :)
Od paru lat jestem regularnie wyciągana przez wszystkie koleżanki na zakupy - najczęściej te kosmetyczne. Nie ma tygodnia, w którym nie odwiedziłabym jakiegoś sklepu z kosmetykami, bo ktoś chce koniecznie kupić nowy tusz do rzęs albo krem dla mamy i nie ma pojęcia jaki wybrać. Pomimo tego, że sama nie używam dużo kosmetyków, nabrałam trochę wprawy i obycia w tym temacie i jestem w stanie praktycznie każdej z nich coś doradzić. Sama również chętnie wypróbowuję nowinki kosmetyczne - jestem wręcz uzależniona od kosmetyków pielęgnujących włosy, bo jestem na etapie ich zapuszczania :)
Moje dziewczyny wpadły na pomysł bloga całkiem przypadkowo. Jako, że już kończymy studia, nie będziemy się już często widywać, to fakt. Któraś z nich rzuciła, że może na fb założę profil z poradami i nowinkami? Żeby zawsze mogły sobie wejść i poczytać, co warto kupić. Hm. Propozycja była kusząca, ale długo się wahałam. Nie wiem, czy znam się na tyle na kosmetykach, by radzić szerszej publiczności. Wtedy przyszło olśnienie - a może blog kosmetyczno - kulinarno - życiowy? Nowości kosmetyczne i ich recenzje, przeplatające się z moimi ulubionymi przepisami? Taki misz - masz? 3w1? To mogłoby się udać. Blondynka ze swoimi poradami w blogosferze. Zapraszam Was do odwiedzin i wyrażania swoich opinii :)