czwartek, 5 grudnia 2013

Mikołaje i prezent na paznokciach :)













Oto moja propozycja manicure na jutro :)
Jak wykonać urocze mikołajki? Potrzeba 5-6 lakierów: białego, czarnego, czerwonego, różowego lub beżowego (na nosek) i niebieskiego na wstążkę do prezentu i ewentualnie bezbarwnego czy utwardzacza :)

Krok po kroku:
1. Najpierw na czerwono maluję czapeczki - u góry paznokci, a kciuk przeciągam cały na czerwono (może to być oczywiście dowolnie wybrany palec). 
2. Białym lakierem nierówno maluję puch czapek, przeciągam po bokach jako "baki" i maluję nierównego frencha jako brodę :) Dodaję słowo nierówny dlatego, że broda czy puszek czapki nigdy nie układają się "pod linijkę" :) tutaj nawet jeśli zadrży Wam ręka to... naprawdę tak ma być :)
3. Czarnym lakierem malujemy oczka - dwie kropeczki, a beżowym czy różowym - jedną kropkę nieco niżej, jako nosek.
4. Na kciuku malujemy dwie linie, pionową i poziomą, a w miejscu przecięcia dodajemy dwa zawijasy na kokardkę :)
5. Całość przeciągam bezbarwnym lakierem dla utrwalenia (ale nie jest to konieczne). 

Podoba się? Mam nadzieję że tak :) A jakie są Wasze propozycje mikołajkowo - świątecznego manicure?

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Maseczka jajeczna JOANNA z apteczki babuni

Nudny spacer „spożywczy” po Kauflandzie. Blondynka nie lubi zbytnio zakupów, więc dotarła po cichu na dział kosmetyczny licząc, że wszyscy o niej zapomną, a ona w spokoju poogląda kosmetyki ;) 
Właśnie tam z półki uśmiechnęła się do mnie maseczka z Joanny z jajkiem i olejkiem rycynowym, którą po sprawdzeniu ceny (6,90!) zadowolona Blondynka szybko wrzuciła do koszyka.


 Opakowanie to biały odkręcany słoiczek, ze standardową dla produktów Joanny etykietką – naklejką. Jedyny minus to skład nalepiony od spodu :P Czyżby chcieli coś ukryć? Sprawdzam na stronce – kwadraciki czerwone są 3 – to konserwanty. Ale cóż – samej natury w żadnym kosmetyku się nie uświadczy…
Maseczka jest koloru… kogla mogla? :D No chyba to najbardziej zbliżony odcień ;) i ma konsystencję budyniu, takiego lekko rozwodnionego. Mimo to nie spływa z włosów, za co należy jej się duży plus.


Nakładam ją pod czepek na około 20 minut. Po zastosowaniu włosy są odżywione i dociążone, a przede wszystkim są bardzo zdyscyplinowane – nie puszą się i świetnie się układają. Przy nakładaniu na dłużej (niestety, zagapiłam się i zmyłam po ok. godzinie) nieco obciążyła włosy – z tym trzeba niestety uważać.
Maseczka jest średnio wydajna – ma 250g i po 4 – 5 użyciach zostało jej na oko 2/3.
Wg producenta maska ta jest polecana dla włosów rozjaśnianych i farbowanych – myślę jednak, że jajko jest naprawdę odżywcze i sprawdzi się przy każdych włosach, a maseczka wpływu na odcień włosów nie ma żadnego – ani nie rozjaśnia, ani nie przyciemnia :)
Bardzo, bardzo polecam. Kupiłam ją przypadkiem ale na pewno po nią wrócę, bo jest naprawdę świetna!

niedziela, 24 listopada 2013

Marion 7 efektów kuracja olejkiem arganowym

Dziś będzie krótki post - przed Wami recenzja najlepszego kosmetyku na końcówki, z jakim kiedykolwiek miałam do czynienia :)
Olejek kosztuje ok. 8 zł, dostępny jest w Drogeriach Natura.
Przód butelki

Tył butelki i skład

Opakowanie jest przezroczyste, więc widzimy ile olejku pozostało, z bardzo wygodną pompką :) Olejek jest koloru pomarańczowego i cudownie pachnie!
Działanie mogę streścić w kilku słowach - jest po prostu cudowne! Olejek bardzo fajnie zabezpiecza końcówki, sprawia, że są zdyscyplinowane ale nie przetłuszczone. Ogranicza puszenie i powoduje piękny zapach włosów. 
Olejek można stosować zarówno po myciu włosków, na wilgotne końcówki, jak i na suche włosy w celu zabezpieczenia końców (wtedy po prostu bierzemy trochę mniej olejku :) )
To zdecydowanie mój ideał i Kosmetyk Wszech Czasów :) 
Mieliście już z nim do czynienia? Polubiliście się czy niekoniecznie? :)

wtorek, 22 października 2013

L’Biotica Biovax maska do włosów suchych i zniszczonych.

Długo mnie tu nie było. Wybaczcie. Sama narzuciłam sobie denkowanie kosmetyków, bo złapałam się już na tym, że kupowałam chyba czwartą odżywkę, gdzie poprzednie trzy były zaledwie napoczęte. W końcu powiedziałam dość, dopóki nie wykończę chociaż jednej, koniec z recenzjami (bo jak napiszę o danym kosmetyku, to od razu mam ochotę spróbować innego i go opisać) i koniec z kupowaniem, na miesiąc. O dziwo, podziałało ;) No, ale dość prywaty i przydługiego wstępu. Dziś zapraszam do poczytania o kolejnym kosmetyku. 
Oto kolejna maska Biovax, na którą się skusiłam po dobrych efektach zaobserwowanych po poprzednich maskach z tej serii (do włosów blond oraz do włosów słabych z tendencją do wypadania). Mam włosy suche od połowy, czy zniszczone? Na pewno nieco przesuszone końce, więc byłam pewna, że z tą akurat maską na pewno się polubimy.
Oto słoiczek maski w całej okazałości...

...a tutaj zawartość słoiczka :)

Opakowanie to klasyczny biovaxowy słoik (ten akurat jest duży, 500ml, cena w promocji to 23 zł) z otwieranym wieczkiem, zaś maska jest gęsta, zwarta, w kolorze słomkowo żółtym (cynamonowym?), o ślicznym zapachu, w którym od razu się zakochałam. Do słoiczka tradycyjnie dołączone było serum oraz czepek, więc od razu zaczęłam kurację. Umyłam włosy, zaaplikowałam maskę i… Rozczarowałam się bardzo. Włosy pięknie pachniały – to fakt. Ale poza tym ciężko się rozczesywały (nie były to może kołtuny, ale grzebień z szerokimi ząbkami nie przechodził po nich łatwo i zdarzały się splątane kosmyki, bez użycia odżywki b/s się nie obeszło) i niestety włoski nie wyglądały na specjalnie nawilżone. Poza tym – nie były w najmniejszym stopniu zdyscyplinowane, puszyły się i kręciły jak same chciały, każdy inaczej i w inną stronę. Odżywione może i były, ale reszta psuła ten efekt.
Używałam jej różnie – najczęściej z szamponami z SLS – wtedy jeszcze jako tako dawała sobie radę. Jednakże w przypadku szamponów „SLS, SLES, parabens free” niestety maska nie sprawdzała się wcale. Włosy były skołtunione, niesforne, przy czesaniu wyrywałam je garściami.
Maskę postanowiłam zużyć w metodzie OMO, jako odżywka przed myciem. W tym wypadku sprawdza się idealnie, włosy wydają się być odżywione i zdrowe. Chociaż tyle, że nie wyrzuciłam tych 23 zł w błoto tak zupełnie… (tak się przynajmniej pocieszam).
Nie jestem z niej zbytnio zadowolona. Miała być ideałem, okazała się bublem. Niestety naiwnie wierząc, że wszystkie maski Biowax będą działać tak samo dobrze, zakupiłam duże, 500ml opakowanie. Żałuję tego, ale cóż, to nauczka na przyszłość by zaczynać od saszetek lub mniejszych, 250ml słoiczków. Kosmetyk trzeba zużyć, jednak jako pierwsze O w metodzie OMO, inaczej niestety się nie dogadujemy. 

poniedziałek, 23 września 2013

Krem wygładzająco – prostujący bez spłukiwania Oriflame HairX Frizz Free leave in cream

Jeśli macie włosy falowane lub niesforne, a chciałybyście mieć idealnie proste i gładkie bez użycia prostownicy – ten post jest dla Was :)
Krem dostałam w prezencie od przyjaciółki, która była konsultantką. Sprawdziłam jednak i kosztuje ok. 20 zł. Jest zamknięty w opakowaniu zamykanym na klips, łatwo się otwiera i dozuje. Niestety opakowanie nie jest przezroczyste a więc trudno stwierdzić, ile kremu zużyłyśmy. Ma dość fajny, słodkawy zapach, troszkę mulący, jednak idzie się przyzwyczaić.
Krem jest dość gęsty, lekko perłowy i ładnie rozprowadza się na włosach. Trzeba jednak uważać, żeby nie przesadzić z nałożoną ilością, bo wtedy obciąża włosy i wyglądają na tłuste. U mnie nałożony w niewielkiej ilości zarówno na mokre, jak i suche włosy od ucha w dół sprawdza się świetnie – idealnie je wygładza, prostuje i dyscyplinuje. Po takiej aplikacji zwykle idę zjeść śniadanie, ubrać się itp., a więc pozostawiam krem na jakieś 20 min, po czym szczotkuję włosy lub po prostu rozczesuję grzebieniem. Gdy się spieszę, podsuszam włosy chłodnym nawiewem z suszarki – efekt jest taki sam jak w przypadku, gdy schną naturalnie.
No i najważniejsze – krem jest idealny na deszczową aurę, albo gdy na dworze panuje wilgoć – włosy są w świetnym stanie i pomimo pogody są nadal gładkie i proste!
Krem to mój ideał, na stałe zagościł w mojej łazience. Jest bardzo wydajny, mimo stosowania go ok. 1 raz w tygodniu przez ostatnie pół roku nadal mam około pół opakowania :)

piątek, 13 września 2013

Garnier Ultra Doux siła 5 roślin odżywka nadająca witalność

Oto odżywka, którą zakupiłam w promocji w Rossmanie za 6,99 zł. Nie oczekiwałam cudów, bo osobiście nie przepadam za odżywkami – wolę maski, po nich efekt na włosach da się zauważyć. A jak się sprawdziła ta garnierowska? Zapraszam do przeczytania :)
foto: internet
Siła 5 roślin:
- zielona herbata to znane źródło witalności,
- cytryna o właściwościach nadających blask,
- eukaliptus znany z właściwości odświeżających,
- pokrzywa znana z właściwości ograniczających wydzielanie serum, jako źródło lekkości,
- werbena słynna z właściwości zmiękczających i łagodzących. (za: wizaz.pl)

Odżywka jest zamknięta w zielonym opakowaniu, otwieranym zatrzaskiem. Plus jest taki, że nawet pomimo mokrych rąk można ją otworzyć bez problemu. Opakowanie jest lekko przezroczyste, a więc widzimy, ile odżywki pozostało w butelce (w mojej, jak widać po fotce z neta, pustki ;)) Konsystencja jest w sam raz – nie jest ani gęsta, ani na tyle rzadka, by spływać z włosów. I do tego ten piękny, ziołowo – cytrynowo - pokrzywowy zapach! <3
A efekty? Są! I to jak najlepsze. Tak jak obiecał producent – nie obciąża włosów, po jej aplikacji są błyszczące, delikatne, sypkie (ale nie spuszone) i ślicznie pachnące, a zapach utrzymuje się do następnego dnia. Do tego rozczesują się jak marzenie. Czy są jakoś specjalnie nawilżone i odżywione? Nawilżone raczej tak, co do odżywienia to nie jestem do tego aż tak przekonana. To nadal tylko odżywka, nakładana na krótko. A od odżywki – czegóż chcieć więcej? :)

czwartek, 5 września 2013

L’Biotica Biovax serum wzmacniające A+E

Serum dostałam w saszetce (a konkretnie uzbierałam już 3 saszetki) z masek Biovaxa, co umożliwiło mi przetestowanie go i stwierdzenie, czy chcę go kupić. A czy chcę? Przeczytajcie :)
Oto gratisowa saszetka z masek Biovax

A oto opis produenta no i skład
















Dostałam go w saszetce, zaś opakowanie widziałam jedynie na sklepowej półce – buteleczka jest mała, poręczna, z pompką dozującą – myślę, że to idealne rozwiązanie dla takiego kosmetyku.
Nakładałam je na końcówki po trzech kolejnych myciach. Efekty były na tyle dobre, że postanowiłam o tym serum napisać. Końcówki były nawilżone i nie puszyły się – to najważniejsze efekty. Poza tym wydają się być odżywione i naprawdę zdrowe, zdyscyplinowane. Nie były sklejone ani też obciążone.  To wszystko przemawia za tym, że gdy tylko wykończę obecny olejek na końcówki zamierzam zakupić to serum :) Fajnie że Biovax dodają takie próbki, po ich zastosowaniu można określić, czy dany kosmetyk nam odpowiada, a ja przy okazji mogę je wam polecić :)

sobota, 31 sierpnia 2013

Szampon Green Pharmacy do włosów osłabionych i zniszczonych z rumiankiem lekarskim

Dziewczyny, przedstawiam mój KWC! Zdecydowany nr 1 wśród szamponów z serii GP, a już na pewno pierwszy wśród wszystkich moich szamponów, za zawrotną sumę 7 zł!
foto: internet
Szampon jest w klasycznej buteleczce Green Pharmacy, ciemnej, lekko postarzanej. Pięknie pachnie – naprawdę czuć rumianek! Jest wydajny, nie trzeba go wylać nie wiadomo ile by umyć włosy do łopatek. Pieni się lepiej niż jego pokrzywowy i dziegciowy koledzy, a włosy po nim… Bajka. Nie wypadają prawie wcale, są bardzo miękkie, gładkie i podatne na układanie. Włosy po jego zastosowaniu są lekko porowate – jednak wystarczy odrobina odżywki i problem znika. Szampon nie obciąża włosów i lekko je unosi u nasady, a co najlepsze! Włosy po 3 dniach (specjalnie je przetrzymałam chociaż myję co drugi dzień, bo chciałam sprawdzić jak sobie radzi) nadal są ŚWIEŻE! Włosy wydają się być naprawdę zdrowe, nawilżone i odbudowane.
Fotografia jest z internetu tylko dlatego, że sama zużyłam już cały i niestety zapomniałam zrobić zdjęcia przed wyrzuceniem butelki... Ale wiem jedno – do tego wrócę na pewno.
Skład. No cóż… Ok. W składzie są trzy czerwone kwaraciki. Ale wiecie co? W porównaniu z szamponami, których pełno na półkach sklepowych z jeszcze bardziej „czerwonym” składem, ten naprawdę działa, a nie tylko ładnie się pieni. Absolutnie mój hit wśród szamponów!
Zostały mi na półce jeszcze 2 szampony GP które czekają na rozpoczęcie testowania, tak więc chyba ta seria będzie mieć najwięcej opinii :)

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Żel pod prysznic Yves Rocher Jardins du Monde Huile de Palme d'Asie

Skusiłam się na kolejny żel z tej serii. Czy warto było? Przeczytajcie :) 
Oto buteleczka żelu

Kolor i konsystencja jak na dłoni ;)






































Butelka niewielka, przezroczysta, identyczna jak przy granatowym bracie, jedynie kolorystyka inna. Ta naklejka okazała się mniej wytrzymała od poprzedniej i na brzegach widać już, że zaczyna się odklejać... No i niestety ten sam trudny do otwarcia zatrzask…
Żel ma kremową konsystencję i kolor ecru. Wg producenta zawiera olejek palmowy i świetnie nawilża. Przyjemnie pachnie, ale niestety nie owocowo, co dla mnie jest już małym minusem… :( Poza zapachem przyznam szczerze, że w porównaniu do poprzedniego wypada korzystniej w użyciu. Chociaż zdecydowanie krócej jego woń utrzymuje się na skórze, ale za to żel jest bardziej wydajny, lepiej się pieni. Jeśli chodzi o mycie to oba ładnie oczyszczają skórę. Czy lepiej nawilża? Myślę, że oba żele mają podobne działanie. Jednak nie kupię go ponownie – wolę owocowe zapachy, po których skóra pachnie smakowicie :)

środa, 21 sierpnia 2013

Nivea visage maseczka głęboko oczyszczająca

Oto niedroga i skuteczna maseczka do twarzy z Rossmanna, którą moja buzia bardzo lubi :)
Za ok. 5 zł otrzymujemy dwie złączone saszetki, które można rozdzielić po „przerywanych liniach” nie otwierając żadnej z nich – a więc maseczka starcza nam na 2 użycia. Po rozcięciu opakowania ukazuje nam się w całej okazałości – maseczka o kremowej konsystencji, w kolorze lodów pistacjowych.
Po nałożeniu maseczka nie gęstnieje ani nie zastyga – mamy wrażenie nałożonego na buzię chłodnego kremu. Bardzo miłe uczucie :)
Producent zaleca zmycie jej po ok. 3 minutach – ja ostatnio zagapiłam się i spędziła ona na mojej buzi ok. 10 minut.
Efekty są jak najbardziej pozytywne. Po zmyciu buzia jest aksamitnie gładka i wygląda na zdrową i nawilżoną, a jednocześnie jest zmatowiona (ale nie napięta), bez błyszczącej warstwy.
Tak czy tak – polecam, za tak małe pieniądze warto ją wypróbować. Może i Wasza cera ją pokocha? :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Elseve L`Oreal Cement – Ceramid Maska odbudowująca przeciw łamaniu się włosów

Wybaczcie długą nieobecność - wakacje nieco mi się przedłużyły :) A oto przed Wami kolejna maska, którą chciałabym Wam przedstawić. Dostałam ją w prezencie wraz z odżywką z tej samej serii. Do końca nie będąc przekonaną co do jej cudowności (w końcu co to za ideał? Ma odbudować i regenerować, nawilżać, wygładzać, chronić i przeciwdziałać łamaniu). Gdy jej użyłam, cóż, zmieniłam zdanie raz – dwa :) Cena to ok. 23 zł. 
Całość odżywki zamknięto w żółtym słoiczku z czerwoną nakrętką. Maska ma perłowobiały kolor i gęstą konsystencję, jest bardzo wydajna. Ma dosyć mocny zapach, ale nie drażniący, trudno określić, czym pachnie. Nałożyłam ją najpierw na pół godziny – efekty były bardzo zadowalające. Włosy stały się zdyscyplinowane, gładkie i nie puszyły się. Co do odbudowy – cóż, w cuda nie wierzę, żeby wypełniała luki we włoskach – ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że sklejenie rozdwojonych końców nawet preparatem za 200zł jest niemożliwe, tak więc i teraz mam wątpliwości. Mimo wszystko po jej użyciu końcówki były w lepszym stanie – stały się gładkie i nie łamały się, a przy moich włosach to nie lada wyczyn. Niestety maska trochę obciążała włosy, dlatego następnym razem trzymałam ją tylko 15 minut, z lepszym rezultatem.
Niestety – zła wiadomość jest taka, że przy końcu słoiczka zauważyłam, że nie działa ona na moje włosy tak, jak przy pierwszych użyciach. Być może moje włosy już się do niej przyzwyczaiły – nie wiem. W związku z tą sytuacją na pewno teraz jej nie kupię – może za jakiś czas, bo początkowe efekty były naprawdę fajne.
A teraz już chyba tradycyjnie – analiza składu. Maska na 23 składniki ma 15 zielonych i 8 żółtych kwadratów – ani jednego czerwonego! Czyżby rzeczywiście ideał? 
A teraz mały apel - KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE - gdzie ją kupić? Szukam jej już tydzień i nic :(

piątek, 19 lipca 2013

Pomadka - błyszczyk Celia Care

Nigdy za specjalnie nie przepadałam za szminkami. Ot, czasem na większe wyjścia maznęłam usta, ale głównie używam błyszczyków – kolorowych lub bezbarwnych. Tym razem szminka była prezentem od mamy i została moim KWC :) Wg producenta zawiera masło kakaowe, aloesowe, kokosowe i shea – a więc genialna kombinacja pielęgnująca usta. Ma piękny, winogronowy zapach, który powoduje, że ma się ochotę ją schrupać ;)
Opakowanie pomadki - błyszczyka :)
Szminkę dostajemy w niewielkim pudełeczku ozdobionym z boku kwiatowym ornamentem, na którym jest napisana nazwa, numer oraz skład. Sama pomadka w klasycznym opakowaniu, okrągłym w kolorze złotym. Moja ma numer 3, ale widziałam chyba z 8 różnych odcieni, czyli każda z Was na pewno znajdzie coś dla siebie :)
A tak odcień nr 3 prezentuje się na ręce

A tak na ustach

Wystarczy jedno – dwa pociągnięcia, by pokryła usta piękną kremową warstwą, bez żadnych grudek. W rzeczywistości wygląda to tak, jakby naprawdę pomalować się szminką i po chwili nałożyć odrobinę bezbarwnego błyszczyku.
Szminka utrzymuje się ok. 3 – 4 godziny bez poprawiania. Jak na kwotę ok. 12 zł myślę, że naprawdę warto ją wypróbować, bo usta wyglądają w tym połączeniu 2 w 1 naprawdę korzystnie, no i ten zapach… :)